WH40K Fanon Wiki
Advertisement

- Jest! Mam coś! - zawołała nagle Rachelle z drugiego końca laboratorium.

- Zaraz tam przyjdę!

W tym czasie Garrett przyglądał się rozbitym kapsułom. Nie widział w nich żadnych śladów śmierci. W zasadzie jedynym trupem na terenie tego kompleksu był Ares Heremus, którego pobielałe kości połączone z mechanicznymi implantami leżały na samym środku pomieszczenia, przepołowione w poziomie. Całe to miejsce przypominało scenę z jakiegoś kryminału.

Po tych skromnych oględzinach, Harlan poszedł do córki. Lyons przeglądała jakieś notatki na pożółkłym papierze. Zdania w Wysokim Gotyku, szkice węglem przedstawiające różne istoty z cechami obcych. Wiele z tych szkiców miało bardzo klasyczne sylwetki, delikatne rysy twarzy... To były prawdziwe genetyczne dzieła sztuki. Nawet Rachelle musiała to przyznać.

- Są piękne. - powiedziała, zupełnie zawieszając się na szkicach. - Nic dziwnego, że Dragos chciał je ocalić.

- À propos ocalania, widziałaś tamte kapsuły? Puste. Zupełnie puste.

- No, widziałam. I co z tego?

- Mówię: są kompletnie puste. Jeśli cokolwiek w nich było, musiało się wydostać jeszcze przed śmiercią. Podejrzewam, że cokolwiek zrobił tu Dragos, na pewno nie uśmiercił tych istot. Może nawet pomógł im uciec…

- Jesteś tego pewien?

- Sam bym tak zrobił. - Garrett wzruszył barkami i rozejrzał się po miejscu, w którym był razem z córką. A było to biuro. Czy raczej małe pomieszczenie, które miało służyć za biuro. Masa szafek, stół, krzesła - standard. Nagle prawie wszechwidzące oko Harlana ujrzało coś ciekawego. - Ty, co to jest?

Niczym atakujący kot, Inkwizytor skoczył do jednej z otwartych połowicznie metalowych szafek. Wyciągnął z niej coś, co z pewnością pomogłoby im w śledztwie. A tym czymś była serwoczaszka! Z tego, co widział - serwoczaszka-kamera.

- Hmm… Skończyła jej się energia… - zauważyła Rachelle. Jak na zawołanie, Garrett skupił się, a przez jego palce przepłynęła skupiona w iskrach energia psioniczna, która w jednej chwili zasiliła ogniwa imperialnego drona.

- Nie ma to jak być chodzącym generatorem, co? - uśmiechnął się złośliwie do córki i wypuścił z rąk serwoczaszkę. Ta zaczęła unosić się nad ziemią i "patrzeć" na Inkwizytorów.

- Odtwórz ostatnie zapisane nagranie. - rozkazała jej Rachelle. Po krótkiej chwili przed nimi pojawił się holograficzny obraz przedstawiający starego mężczyznę w długim płaszczu, wbiegającego do środka jakiegoś innego pomieszczenia i patrzącego na terminal.

- Nie dam ci ich zniszczyć, Severus! - warknął starzec, a jego bioniczne prawe oko lustrowało komputer.

Rachelle i Garrett popatrzyli po sobie. Natknęli się na nagranie sprzed dziesięciu lat. Albo sprzed dwóch - na razie moglo to być i z tego, i z tego okresu, bo niewiele mogli na razie wywnioskować.

- Ojcze, co się dzieje? - zapytała w tle jakaś dziewczyna. "Robi się ciekawie." - pomyślała Rachelle.

- Musimy uciekać, Alfa. Wszyscy i to natychmiast. Za niedługo nie będzie tu nic... - odpowiedział swojej "córce" były Inkwizytor. Odwrócił się w kierunku wyjścia. - Dopilnuj, by wszyscy weszli na statek.

- A co z tobą?

- Dam sobie radę. W razie czego, lećcie beze mnie.

Mężczyzna zgarnął ze stołu jak najwięcej notatek, z których kilka spadło na podłogę jak suche liście z drzewa. Ich właściciel, nie mając czasu ich zbierać, odszedł w kierunku wyjścia, opuszczając pole widzenia kamery. Nagranie zakończyło się.

- A więc Dragos jeszcze tu przybył zanim opuścił to miejsce. - pomyślał na głos Garrett. Schował notatki do torby przy boku, a potem spojrzał na Rachelle. - Rozejrzyjmy się tu jeszcze. Skoro zdołał uciec, to znaczy, że gdzieś tu jest jakieś tajne lądowisko albo coś w tym stylu.


Stanęli nagle w pół drogi przez korytarz. Oboje coś wyczuli. Swoiste zakłócenia mocy. Wymienili porozumiewawcze spojrzenie, po czym obnażyli broń: on - szpony, a ona - falchiony. Oparli się o siebie plecami i zaczęli rozglądać się dookoła.

- Cisza. - powiedziała Rachelle.

- Nie taka zupełna. - odparł Garrett. Oboje spojrzeli dookoła. Pusto. A jednak czuli czyjąś obecność. Po krótkiej chwili spojrzeli w górę. Lyons, na widok tego, co ujrzała, natychmiast wyciągnęła pistolet laserowy i strzeliła, lecz jej ojciec w porę ją rozbroił.

Z sufitu na podłogę spadła jakaś istota. Blada, wręcz albiniczna, o szczupłej sylwetce młodej dziewczyny, długich, szczupłych palcach u rąk... oraz z długim ogonem zwieńczonym czymś na kształt ostrza. Istota skuliła się na podłodze, najwyraźniej wystraszona, trzymając się za ranne prawe ramię, w które trafiła wiązka laserowa z broni Rachelle.

- Co to jest? - zapytała zdziwiona Inkwizytorka. Garrett nie odpowiedział jej, tylko powoli i ostrożnie zbliżył się do "dziewczyny". Dotknął jej ciała - chłodnego i gładkiego jak marmur - a ona natychmiast się wzdrygnęła, podrapała go po twarzy i cofnęła do kąta. Jedyne, czego nie miała białego, to oczy barwy orzechowej, cechujące siebie wyraźnie pionowymi źrenicami. Harlan rozmasował rany, które wyglądały jak po ataku kota.

- Nie bój się. Nie chcę cię skrzywdzić.

Istota albo nie usłyszała, albo zwyczajnie bała się zareagować. Mimo to, Harlan wyciągnął z torby spakowane bandaże polowe. Prosto z Lenus! Delikatnie chwycił rękę rannej… dziewczyny… a potem ostrożnie, nie wykonując gwałtownych ruchów, które mogłyby ją wystraszyć, opatrzył jej ramię. Rachelle w tym czasie przyglądała się temu uważnie, nie odzywając się ani słowem, by nie przerywać ojcu. Zastanawiały ją trzy rzeczy: co takiego robiło tutaj to... to stworzenie? Jak długo tu siedziało? I czy wie, gdzie jest Dragos?

Garrett szybko uporał się z opatrzeniem rany niezwykłej istoty. Spojrzał jej w oczy i uśmiechnął się lekko pod maską do oddychania.

- Rozumiesz, co mówię? - zapytał powoli, głośno i wyraźnie.

Przytaknęła.


- I jak? - zapytała macochę Rachelle. Celeste dopiero co wyszła z pokoju, w którym umieszczono znalezioną istotę. W czasie gdy Inkwizytorka pilnowała owej istoty, Garrett siedział w biurze i rozmyślał nad notatkami Dragosa.

- Ta dziewczyna to prawdziwy genetyczny cud! - przyznała radośnie lekarka. Nieczęsto miała możliwość badania mutacji, które osobiście uważała za bardzo ciekawe ewenementy. W końcu na nich zbudowana jest różnorodność genetyczna całej ludzkości, niezależnie od tego, co mówi Imperialne Credo. - Wydaje się mieć w sobie DNA człowieka, ale poza nim ma jeszcze DNA Eldara, Tau, a nawet Tyranida.

- Czego jest więcej?

- U niej - zdecydowanie człowieka, bo ponad dziewięćdziesiąt procent. Ale widać u niej stygmaty innych genów.

- Na przykład? - dopytała Rachelle.

- No, nie powiesz mi chyba, że ludziom wyrasta taki ogon? To na pewno sprawka Tyranidów. Ale to nie to jest najciekawsze. - głos Celeste w jednej chwili przybrał bardziej profesjonalny ton. - Wygląda na to, że pomimo tego skrajnego wręcz zmieszania genów, ona i jej podobni wciąż są zdolni do prokreacji. To takie "pomosty" genetyczne pomiędzy ludźmi i xenos.

- To znaczy? - Lyons wyglądała na skołowaną jej słowami.

- Mogą mieć dziecko i z ludźmi, i z obcymi? - wytłumaczyła już prostszym językiem. Prościej chyba się nie dało.

- No, teraz rozumiem.

Advertisement